niedziela, 30 grudnia 2018

Duszpasterz więzienny - ks. Zbigniew Gadomski (1920-1993)



„Zbrodniarz w sutannie”, „przywódca morderców”, „organizator zbrodni”  – to tylko niektóre z określeń, jakich propagandowa prasa w 1951 r. raczyła użyć wobec ks. Zbigniewa Gadomskiego. Był to dopiero początek gehenny tego kapłana, który spędzając w komunistycznych celach 10 lat i 7 miesięcy, był najdłużej więzionym katolickim duszpasterzem w PRL.













Zdjęcie ks. Zbigniewa Gadomskiego z okupacyjnego dokumentu, zb. Ryszarda Kućmierza.



Czas na rozprawę z Kościołem


Przełom lat 40-stych i 50-tych był dla komunistów w Polsce czasem ugruntowania władzy i likwidacji kolejnych przejawów opozycji. Po sfałszowanych wyborach do Sejmu Ustawodawczego w 1947 roku, rozbite aresztowaniami, procesami, zabójstwami działaczy, osłabione prowadzoną przez władze propagandą i ucieczką lidera – Mikołajczyka - na Zachód Polskie Stronnictwo Ludowe przestało liczyć się w grze politycznej i weszło w skład satelickiego w stosunku PZPR Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Zbrojne podziemie, zinfiltrowane przez agentów, podzielone, pozbawione wsparcia z zewnątrz nie mogło się oprzeć przeważającym siłom bezpieki, z roku na rok tracąc i liczebność, i siłę. Przyszedł wtedy czas na rozprawę z kolejną organizacją, która była dla komunistycznych władz przeciwnikiem na pewno innym, a być może, dzięki swojemu niezwykle szerokiemu poparciu w społeczeństwie, nawet trudniejszym niż dotychczasowi. Tą organizacją był Kościół. Propaganda kreująca obraz duchowieństwa, jako wrogów ludu była nieodłącznym elementem komunistycznej indoktrynacji, a kierowanie agitacją w taki sposób, aby społeczeństwo wsadziło do jednego worka kler i „faszystowskie bandy” było jak najbardziej na rękę władzy. Główne ostrze polityki antykościelnej rządu skierowało się nie przeciw religijności narodu, ale przeciwko duchowieństwu. Los sprawił, że jednym z narzędzi rozprawy z Kościołem miał stać się młody kapłan, Zbigniew Gadomski.


Niespełniona dedykacja


Zbigniew Gadomski urodził się w 1920 r. w Strzemieszycach Wielkich w Zagłębiu Dąbrowskim. Po ukończeniu szkoły powszechnej w rodzinnej miejscowości, naukę kontynuował w gimnazjum i liceum w Olkuszu. Z pewnością religijne wychowanie przez rodziców oraz opieka prefekta olkuskich uczniów ks. Mariana Łuczaka wpłynęły na to, że po zdaniu matury w 1939 r. wstąpił do Seminarium Duchownego w Kielcach. Mimo wojennych perturbacji ukończył studia i 1 lipca 1945 r. przyjął święcenia kapłańskie. Jego pierwszą parafią została podolkuska Sułoszowa.

Młody, energiczny duszpasterz szybko zyskał uznanie parafian, szczególnie lubił młodzież i dzieci. Angażował się w życie wsi, organizował z najmłodszymi parafianami przedstawienia. „To był bardzo fajny, towarzyski ksiądz. Wszyscy go znali i doceniali. – mówi Genowefa Kulig z domu Goraj, była parafianka ks. Zbigniewa. - Mieszkałam zaraz koło kościoła, a ks. Gadomski mnie polubił. I akurat mnie podarował zdjęcie z dedykacją. To było na weselu u sąsiada, ksiądz zawołał dzieci, mówiąc: <<chodźcie, będziemy mieli pamiątkę>>. I zrobiliśmy wtedy to zdjęcie.” Dziś powiększoną fotografię sprzed ponad 70-lat pani Genowefa trzyma w honorowym miejscu na szafce. „Wtedy nie przypuszczałam, że będę przywiązywała do tej fotografii większą wagę - traktowałam to po prostu jak każdą inną fotografię.” W dedykacji ks. Zbigniew zapisał „…obym Gieniu mógł zrobić sobie podobne zdjęcie, ale już na weselu Twoim.” „Może i byłby na moim weselu, ale kiedy jesienią 1951 r. brałam ślub, on już siedział w więzieniu.” – komentuje pani Genowefa.

Po trzech latach posługi w sułoszowskiej parafii ks. Gadomski został przeniesiony do Stopnicy k. Buska-Zdroju, a w maju 1949 r. powrócił na ziemię olkuską obejmując wikariat w Wolbromiu. Proboszczem był tam ks. dr Piotr Oborski, jeden z seminaryjnych wykładowców księdza Zbigniewa.  Nowy wikary ponownie zyskał uznanie parafian – m. in. angażując się w prowadzenie chóru. „To był bardzo dobry kapłan, - wspomina wolbromianin Edmund Rogalski - przede wszystkim miał odpowiednie podejście do młodzieży. Nie raz grał z nami w piłkę przy kościele.”



Ofiara propagandy

Życie ks. Gadomskiego zmieniło się diametralnie 19 kwietnia 1950 r. Pod wolbromską plebanią zaparkował czarny citroen, z którego wysiadło kilku funkcjonariuszy bezpieki. Młody wikary, po skończeniu wieczornego nabożeństwa, został aresztowany. Tego samego dnia jego los podzielił również ks. proboszcz Oborski. Obaj kapłani mieli zostać głównymi bohaterami w precyzyjnie przygotowanym scenariuszu skompromitowania hierarchów Kościoła. Ich pokazowy proces miał okazać się wstępem do uwięzienia kieleckiego biskupa Czesława Kaczmarka i internowania prymasa Polski Stefana Wyszyńskiego.
Ks. Gadomski udziela ślubu w sułoszowskim kościele, 1945.

Po wielomiesięcznym śledztwie wolbromscy duszpasterze dołączyli do ławy oskarżonych w procesie najważniejszych członków antykomunistycznej Armii Podziemnej, której konspiracyjne struktury obejmowały kilkadziesiąt osób przede wszystkim w okolicy Wolbromia. Księży obwiniano nie tylko o należenie, a nawet kierownictwo w nielegalnej organizacji, lecz również o współudział w morderstwach i rabunkach. Wokół procesu przed krakowskim Wojskowym Sądem Rejonowym rozpoczęła się propagandowa nagonka na kapłanów. Lektor Polskiej Kroniki Filmowej w relacji zatytułowanej „Proces zbrodniarzy z Wolbromia” grzmiał - "Ksiądz Gadomski miał na plebanii kolekcję broni!”. Oglądający po latach ten fragment kroniki Edmund Rogalski, członek AP sądzony w tym samym procesie, po usłyszeniu tego zdania wybucha śmiechem. „Tu są prawdziwe tylko nazwiska, a reszta to jest taka obłuda, że szkoda mówić. Księża byli niewinni!” – komentuje. Proces księdza Gadomskiego był również obszernie relacjonowany w wielu innych mediach. „Nadawali przez radio, że w kościele broń miał ukrytą za ołtarzem. – wspomina Genowefa Kulig - Wydawało nam się to wtedy dziwne, przecież to był taki dobry ksiądz…”.


Najświętszy sakrament w więzieniu

22 stycznia 1951 r. ogłoszono wyrok. Na 10 osób sądzonych w tym pokazowym procesie zapadły trzy kary śmierci. Obaj księża zostali skazani na dożywotnie więzienie. Ks. Gadomski w pierwszej kolejności trafił do okrytego ponurą sławą więzienia w Rawiczu. Warunki były niezwykle uciążliwe. Przeludnione cele, w których funkcję ustępów pełniły nieopróżniane systematycznie kubły, zimno, zepsute jedzenie, podstawieni za więźniów kapusie… Dla skazanych oznaczonych kategorią „A” (antypaństwowi) przewidziane było wyjątkowo represyjne traktowanie. Dla tych więźniów przeznaczone były m. in. karcery, gdzie przykuci do ściany nie mogąc się poruszać, w ubraniach załatwiali nawet potrzeby fizjologiczne; betonowe „beczki” na przetrzymywanych wypełnione wodą, a także cela zwana „kajutką”. W tej ostatniej więźnia wpychano między deski a betonową posadzkę, gdzie półleżał wśród ekskrementów, wymiocin i krwi.

W takich warunkach ksiądz Gadomski nadal sprawował zabronioną w więzieniu posługę duszpasterską. Robił to oczywiście konspiracyjnie. Spowiadał, podtrzymywał na duchu, a dzięki nawiązaniu kontaktu z przychylnymi strażnikami potajemnie otrzymywał z zewnątrz komunikanty. W więziennym szpitalu, w którym z powodu zachorowania na gruźlicę i żółtaczkę często przebywał, odprawiał msze święte. Władze więzienia surowo karały księży niosących religijną posługę współtowarzyszom niedoli. Szczególnie znęcano się nad proboszczem księdza Zbigniewa, ks. Piotrem Oborskim. W czerwcu 1952 r., w wyniku kolejnego pobicia, ks. Oborski zmarł.


„Kapłański obowiązek…”

W marcu 1956 r. ks. Gadomski został przeniesiony do więzienia we Wronkach, a następnie do kolejnych miejsc odosobnienia. „Był to wspaniały kapłan i wielki patriota. Za swój kapłański obowiązek uważał sprawowanie świętych obowiązków i odprawianie Mszy Świętej w każdych warunkach, we wszystkich miejscach, gdzie skierował go Bóg.” – napisał o nim gen. Bolesław Nieczuja-Ostrowski ps. „Bolko”, „Tysiąc”, dowódca miechowskiej 106. DP AK, który również był więziony we Wronkach. Ksiądz Gadomski przetrwał więzienną gehennę, w dużej mierze dzięki pogodzie ducha. W sprawie jego zwolnienia w 1958 r. interweniował u ministra sprawiedliwości sam prymas Stefan Wyszyński. Ostatecznie kapłan wyszedł na wolność na mocy warunkowego zwolnienia 18 listopada 1960 r. Po długim okresie rekonwalescencji ponownie został skierowany na parafie – kolejno w Piotrkowicach, Proszowicach, Gnojnie, Brzezinkach, Kalinie Wielkiej i – jako proboszcz – w Kozłowie Miechowskim. Zmarł 11 lipca 1993 r.

W 2005 roku w kozłowskim kościele parafianie i żołnierze podziemia niepodległościowego ufundowali tablicę poświęconą „ofiarnemu kapelanowi, zawsze wiernemu Bogu i Ojczyźnie”. Ksiądz Gadomski jest również wspomniany – obok ks. Piotra Oborskiego - na tablicy w kościele św. Katarzyny w Wolbromiu. W 2013 r. Sąd Okręgowy w Krakowie stwierdził nieważność wyroku skazującego z 1951 r. Tym samym zakończył się proces rehabilitacyjny więzionego przez ponad dekadę kapłana.

Konrad Kulig
artykuł opublikowany w Kwartalniku Wyklęci nr 2(10) kwiecień-czerwiec 2018 r.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszamy na naszą nową stronę internetową!

Szanowni Czytelnicy! Uruchomiliśmy nową stronę internetową naszego Koła . Przenieśliśmy się na nią, do czego i Państwa zachęcamy. Oczywiście...