Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hardy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hardy. Pokaż wszystkie posty

środa, 13 marca 2019

Imię ojca: Augustyn[1]



Augustyn Woźnica, lata 30.
 Źródło: WBH, MN 16.03.1937.
Gerard Woźnica ps. Hardy jest znaną postacią na ziemi olkuskiej. To właśnie on dowodził największym oddziałem partyzanckim na jej terenie w latach 1943-1945. Mało wiadomo natomiast o jego wychowaniu i wzorcach, które wyniósł z domu. Urodził się 15 września 1917 r. w Jankowicach (pow. rybnicki). W 1930 r. ukończył Szkołę Powszechną w Wielopolu (pow. rybnicki), następnie przez rok uczestniczył w kursach związanych z działalnością kupiecką w Rybniku. Do 1934 r. był praktykantem Sądu Grodzkiego w Rybniku. Kolejny okres jego życia silnie związał się z wojskiem. Przez następne trzy lata uczęszczał do Szkoły Podoficerskiej dla Małoletnich w Koninie, którą ukończył[2]. W ramach kursów maturalnych organizowanych w wojsku zdał tzw. małą maturę. Został przydzielony w stopniu kaprala do stacjonującego w Krakowie 20 pułku piechoty ziemi krakowskiej, z którym przeszedł wojnę obronną od Pszczyny po Józefów k. Zamościa, gdzie 17 września został ranny. Następny okres jego działalności jest dość dobrze opisany przez niego samego w książce „Oddział Hardego”[3]. Był kawalerem orderu Virtuti Militari, trzykrotnie został odznaczony Krzyżem Walecznych. Przyznano mu również m. in. Srebrny Krzyż Zasługi oraz Krzyż Partyzancki[4].

Należy sobie zadać pytanie: co spowodowało taki wybór drogi życiowej przez młodego Gerarda? Wydaje się, że przykład ojca był tu kluczowy. Augustyn Woźnica urodził się 27 maja 1879 r. we wsi Błotnia, w pow. strzeleckim na Opolszczyźnie (ówcześnie był to teren Niemiec). Był synem Józefa i Marianny z d. Witów. Ukończył osiem klas szkoły powszechnej. Rodzice wychowywali go w duchu patriotycznym. Władał dobrze językiem niemieckim i polskim, dzięki czemu pomagał kolegom ze szkoły w nauce. Pochodzenie uniemożliwiło mu kontynuowanie nauki, jednak cały czas starał się kształcić we własnym zakresie. W latach 1899-1901 odbył służbę wojskową w 6. pułku huzarów im. Hrabiego Goetzena w Głubczycach. Szczególną wagę przywiązywał do historii polski, którą starał się przekazywać rodakom. Od 1905 r. aktywnie działał w Zjednoczeniu Zawodowym Polskim[5]. Po ukończeniu prywatnego Konserwatorium Thomasa Cieplika[6] rozpoczął wzmożoną działalność społeczną, mającą na celu promowanie polskiej kultury, ze szczególnym uwzględnieniem muzyki. Wraz z kolegą utworzył w 1911 r. w Jankowicach chór pod wezwaniem św. Barbary, którego był dyrygentem do 1918 r. Kilkukrotnie władze zaborcze oskarżały go nielegalną działalność. Chór był oficjalnie zarejestrowany i działał w ramach prawa, zatem z braku podstaw sprawy kończyły się dla niego pomyślnie. Pracował na kopalni „Joanna” w Bobrku[7] (koło Bytomia), gdzie prowadził orkiestrę zakładową. W 1910 r. został z niej zwolniony ze względu na aktywność patriotyczną. Przez kilka miesięcy był pozbawiony źródła zarobku. Dzięki pomocy znajomego otrzymał posadę na kopalni Donnersmarck[8] w Chwałowicach (pow. rybnicki). W 1913 r. kierował strajkiem załogi tej kopalni z ramienia ZPP, w skutek czego po zdławieniu protestów został z niej wyrzucony. Kolejnym miejscem, gdzie pracował była kopalnia „Römer” w Niedobczycach[9] (pow. rybnicki). Kiedy wybuchła I Wojna Światowa został wcielony do 79 pułku piechoty im. von Voigts-Rhetza w ramach X Korpusu Armii Niemieckiej stacjonującego w Hildsheim (Hanower), jednak już w 1915 r. zwolniono go z wojska na prośbę zakładu pracy ze względu na brak fachowców. W 1918 r. zakupił dom w Wielopolu, gdzie przeniósł się wraz z rodziną. Założył tam chór oraz oddział ZPP. W wyniku osłabienia władzy niemieckiej rewolucją[10], stając na czele rady żołniersko-robotniczej doprowadził do wyboru pierwszego polskiego sołtysa w jego gminie. Sam od tego czasu pełnił funkcje sekretarza gminnego. Jego aktywność nie sprowadzała się jedynie do kultywowania polskiej tradycji i walki o prawa pracowników.

 Od lutego 1919 r. organizował struktury Polskiej Organizacji Wojskowej[11], dochodząc do funkcji kierowniczych. W konspiracji posługiwał się pseudonimem Wacek. Zajmował się gromadzeniem i przechowywaniem broni, a także kierował podległymi sobie ludźmi. W wyniku przygotowań do powstania[12] doszło do dekonspiracji, w wyniku czego od maja 1919 r. musiał się ukrywać. Nie trwało to jednak długo, 18 lipca został aresztowany i wyrokiem sądu osadzony w jednej z pomorskich twierdz. Karę miał odbywać przez trzy lata. Ponadto otrzymał również do wyrok miesiąca w więzieniu. Wszystko to za „zdradę stanu”. 29 listopada 1919 r. został przekazany stronie polskiej na zasadzie wymiany[13]. Od razu powrócił w rodzinne strony. Wziął udział w II Powstaniu Śląskim[14] dowodząc 6. kompanią II batalionu 1. rybnickiego pp. Brał również aktywny udział w plebiscycie na Śląsku[15].  Po wybuchu III Powstania Śląskiego[16] stanął na czele 8. komp. 5. rybnickiego pp, z którym zajął Rybnik, a następnie do końca walk pełnił funkcję dowódcy oddziału żandarmerii na terenie miasta i okolic. 11 maja 1921 r. brał udział w bitwie nieopodal Rybnika z Niemcami, w wyniku której - jak sam podaje - zginął jeden Polak, a po przeciwnej stronie kilkunastu Niemców. Po przyłączeniu tych ziem do Polski mieszkał w Wielopolu, pracując w Urzędzie Skarbowym w Rybniku (ukończył półroczny kurs przygotowujący do pracy urzędnika)[17]. Po wybuchu II Wojny Światowej został aresztowany i wywieziony do obozu KL Buchenwald[18], gdzie został zamordowany w 1941 r. Za swoją działalność został odznaczony Medalem Niepodległości oraz Krzyżem na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi I klasy[19].

Ze swoją żoną Franciszką z d. Toborek (1881-1951) miał trzech synów Wojciecha (ur. 1905 r.), Wilhelma (ur. 1917 r.) oraz najmłodszego Gerarda (ur. 1917 r.)[20] Jak sam pisał w podaniu o jedno z odznaczeń: „Wiem doskonale, że to cośmy zdziałali dla Polski to nie po to, żeby za to honory i wynagrodzenia otrzymywać, bo nie wiele warci patrioci bylibyśmy […] jednakowoż jeszcze [mam] inny powód uzasadniający moją prośbę. Mam […] trzech synów wszystkich wojskowych, z których najmłodszy ma wkrótce ukończyć szkołę podoficerów zawodowych i właśnie to mnie skłoniło do niniejszej prośby żeby dziecięciu utorować jakoś przyszłość[21]. Jak można zauważyć dbał o swoich synów chcąc zapewnić im jak najlepsze życie. Widoczny jest również jego wpływ na ich losy szczególnie na najmłodszego potomka, który podobnie jak ojciec walczył z bronią w ręku, aktywnie uczestniczył konspiracji i za tę działalność był represjonowany. Nasuwa się tu polskie przysłowie: niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Mateusz Radomski



[1] Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej (dalej: AIPN), sygn. IPN Kr 419/2544, s. 6.
[2] AIPN, sygn. IPN Kr 009/144, s. 186.
[3] G. Woźnica, Oddział Hardego, Warszawa 1981.
[4] AIPN, sygn. IPN Kr 419/2544 s. 9.
[5] Związek Zawodowy Polski, został utworzony w 1902 r., zrzeszał polskie związki zawodowe z terenu zaboru niemieckiego. Jej głównym zadaniem była walka o prawa pracowników przemysłu. Dużą wagę przywiązywano do spółdzielczości i krzewienia postaw patriotycznych.
[6] Prywatna szkoła muzyczna w Bytomiu założona przez Thomasa Cieplika. Działała od 1910 r. Specjalizowała się w muzyce kościelnej, prowadzono też uczniowski chór i orkiestrę. Placówka działała do 1944 r.
[7] Kopalnia Gräfin Johanna, funkcjonowała od 1907 r. w Bobrku, należała do rodziny Schaffgotschów (Joanny i Hansa Ulryka). W 1922 r. została przekształcona w Kopalnie Węgla Kamiennego Bobrek, która działała do 2005 r.
[8] Kopalnia Donnersmack rozpoczęła działalność w 1897 r. Należała do Guidona Henckel von Donnersmarcka. Mieściła się w Chwałowicach – pow. rybnicki. Po 1945 r. została znacjonalizowano i funkcjonuje do dziś.
[9] Została utworzona w 1896 r. pod nazwą „Johan Jacob”, od 1902 r. przemianowaną ją na kopalnię „Römer”, a następnie w 1936 r. nosi - aktualną do dziś - nazwę „Rymer”.
[10] Na terenie Niemiec w związku z wydarzeniami na froncie w listopadzie 1918 r. doszło do wystąpień rewolucyjnych, które trwały w latach 1918-1919. Władzę przejęła Rada Pełnomocników Ludowych. Powstawały również regionalne rady żołnierskie i robotnicze na wzór bolszewickich.
[11] Polska Organizacja Wojskowa (POW) została założona w Warszawie z inicjatywy Józefa Piłsudskiego z połączenia Polskich Drużyn Strzeleckich i Związku Strzeleckiego. Działała w konspiracji, prowadząc wywiad oraz dywersję przeciw Rosji, a następnie po kryzysie przysięgowym 1917 r. przeciw Austrii i Niemcom. Jej członkowie na przełomie października i listopada 1918 r. rozpoczęli przejmowanie władzy z rąk okupantów. Działa na obszarze b. Królestwa Polskiego, Galicji, Rosji a od lutego 1918 r. Wielkopolski. W lutym 1919 r. powstała POW Górnego Śląsku, która zasiliła w dużej mierze siły zbrojne powstańców śląskich.
[12] Ludność polska Górnego Śląsku w wyniku odzyskania niepodległości przez Polskę chciała doprowadzić do przyłączenia się do niej tych ziem. Ze względu na terror i represje niemieckie, a także decyzje o plebiscycie, Polacy rozpoczęli działania przygotowujące powstanie. Pierwsze plany zakładały wybuch takowego w maju 1919 r. jednak nastąpiło to dopiero z 16 na 17 sierpnia 1919 r. I Powstanie Śląskie trwało 10 dni i zakończyło się przegraną powstańców.
[13] Zob. Oświadczenie rządowe z dnia 31 stycznia 1922 r. w przedmiocie polsko-niemieckiej umowy amnestyjnej z dnia 1 października 1919 r., „Dziennik Ustaw” 1922, nr 11, poz. 85.
[14] Wybuchło z 19 na 20 sierpnia 1920 r., trwało do 25 sierpnia tegoż roku. Miało na celu wyparcie z terenu plebiscytowego niemieckich sił bezpieczeństwa, co zakończyło się sukcesem.
[15] Wyznaczony postanowieniami traktatu wersalskiego z 1919 r. Plebiscyt był przeprowadzony 20 marca 1921 r. na terenie Górnego Śląska. Za Polską opowiedziało się 40,4%, a za Niemcami 59,5%. Obszar podzielono w niekorzystny dla Polski sposób, co wywołało niezadowolenie i doprowadziło do wybuchu powstania.
[16] Rozpoczęło się z 2 na 3 maja 1921 r. Powstańcy dążyli do ostatecznego przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Było najdłuższe pośród nich. Zakończyło się 5 lipca 1921 r. Pośrednim efektem tego zrywu było przydzielenie Rzeczypospolitej lepiej uprzemysłowionych terenów Górnego Śląska.
[17] Wojskowe Biuro Historycznej (dalej: WBH), MN 16.03.1937 Augustyn Woźnica, b. p. Życiorys Augustyna Woźnicy.
[18] AIPN, sygn. IPN Kr 419/2544, s. 7.
[19] WBH, MN 16.03.1937 Augustyn Woźnica, b. p. Życiorys Augustyna Woźnicy.
[20] AIPN, sygn. IPN Kr 419/2544, s. 7.
[21] WBH, MN 16.03.1937 Augustyn Woźnica, b. p. List Augustyna Woźnicy do Alfons Zgrzebnioka z dn. 31.05.1936.

niedziela, 23 września 2018

Akcja na Wolbrom 1944

Rozbijanie więzień, wysadzanie mostów, likwidacje wysoko postawionych funkcjonariuszy okupanta – historia Armii Krajowej jest pełna widowiskowych akcji zbrojnych. W przypadającą w 2017 r. roku setną rocznicę urodzin Gerarda Woźnicy – legendarnego kpt. „Hardego – warto przypomnieć jeden z brawurowych wypadów podziemia na ziemi olkuskiej: akcję na Wolbrom.

                      Kadra dowódcza oddziału "Hardego" - w centrum dowódca, lato 1944 r. 


Powstaje plan

Latem 1944 roku w leśnym obozie przy gajówce Psiarskie nieopodal wioski Góry Bydlińskie stacjonuje oddział AK pod dowództwem ppor. Gerarda Woźnicy „Hardego”. Do partyzanckiej grupy docierają coraz to nowi ludzie – spaleni członkowie konspiracji, którzy w obawie przed aresztowaniem zmuszeni byli uciekać z miejsc zamieszkania. Ich jedyną nadzieją na przeżycie jest las. Liczebność oddziału zwiększa się, zwiększają się również potrzeby zaopatrzeniowe – przede wszystkim w zakresie uzbrojenia, wyżywienia i umundurowania. W tej sytuacji „Hardy” decyduje się na bezprecedensową dotychczas akcję – jego oddział ma zająć miasto. Wybór padł na Wolbrom, w którym mieściło się sporo niemieckich magazynów. Plan wypadu uzgodniony został z ppor. Leonardem Wyjadłowskim „Ziemią”, kierującym dywersją w Obwodzie AK kryptonim „Olga”, do którego należało wybrane miasteczko. Miejscowa siatka wywiadowcza sprawnie zebrała informacje o jednostkach nieprzyjaciela stacjonujących w miejscowości, a także zawartości i rozkładzie pomieszczeń w niemieckich magazynach. Plan był ambitny. Siły niemieckie w Wolbromiu szacowano na co najmniej 800 ludzi, stacjonujących m. in. w fabryce, szkole (ul. Mariacka) i komisariacie policji w rynku (obecnie kamienica nr 16). Oddział „Hardego” miał współdziałać z odkomenderowanym przez ppor. „Ziemię” wolbromskim plutonem dywersyjnym Zygmunta Gardeły „Granata”. Dowództwo nad całością spoczęło w rękach „Hardego”. Wspominał on: Planowaliśmy odcięcie miasta przez przerwanie łączności telefonicznej, zamknięcie dróg, związanie ogniem niemieckiego garnizonu w fabryce i w szkole oraz likwidację obsady posterunku policji granatowej w rynku i opanowanie magazynów. Po załadowaniu wozów i ich odjeździe oddział miał wycofać się z miasta różnymi drogami, by zmylić ewentualny pościg.



„Partyzancka noc w Wolbromiu”


Wieczorem 25 lipca 1944 r. w lesie koło Zabagnia nastąpiła koncentracja partyzantów. „Hardy” miał teraz do dyspozycji około 160 żołnierzy. Wszystkiemu bacznie przyglądał się komendant Okręgu Śląskiego AK ppłk Zygmunt Janke „Zygmunt”/„Walter”, który tego samego dnia przybył na inspekcję oddziału. Jeden z partyzantów uczestniczących w akcji zanotował: Furmanom szkliły się oczy z radości w przewidywaniu wielkiej przygody. <<Zygmunt>> mówi do kolegów: <<dzisiaj w Wolbromiu będzie taki ruch jak w Rzymie, w oczekiwaniu na pojawienie się głowy kościoła.>> Tylko, że u nich w czasie takiego zgromadzenia są roześmiane twarze, bo mają widowisko. A u nas (…) nie widać uśmiechu, za chwilę może poleje się krew, lub co gorsza nie doliczymy się w szeregu. Rozkaz jest jednak rozkazem.
 Po podzieleniu całości na grupy uderzeniowe i przydzieleniu konkretnych zadań, kolumna ruszyła w stronę miasta. Wkrótce partyzanci zajęli wyznaczone stanowiska na wolbromskich ulicach. Zielona rakieta poszybowała w górę – to sygnał do rozpoczęcia akcji. Wyznaczony patrol przeciął łączność telefoniczną. Niestety nie udała się próba opanowania zajmowanego przez niemiecką żandarmerię i granatową policję posterunku w rynku. Wspominał uczestniczący w walce ppłk „Walter”: Z okien natychmiast posypały się pojedyncze strzały, a po chwili serie z broni maszynowej. Rozpoczęła się walka ogniowa. Strugi pocisków padały na cały rynek, omiatały go wzdłuż i wszerz. Dopiero celnie wymierzone serie erkaemu ze stanowiska dowodzonego przez ppor. <<Mata>> [Józefa Mrówki- przyp. red.] zmusiły do milczenia ulokowaną w oknie budynku komisariatu obsługę niemieckiego cekaemu. Natężenie ognia nieco zelżało. Utrzymywała się palba karabinowa.
 W czasie kiedy część partyzantów wiązało ogniem posterunek, pozostali opróżniali niemieckie magazyny w okolicach rynku. Pozostałe niemieckie placówki – w szkole i fabryce – ograniczyły się do zabarykadowania w swoich kwaterach i nie przejawiały żadnej aktywności ofensywnej. Gdy wydawało się, że cała akcja zmierza do względnie spokojnego zakończenia od strony Miechowa do miasta wjechało gestapo. Ubezpieczająca ul. Miechowską drużyna Tadeusza Praskiego „Tadka” rozbiła niemiecki samochód i unieszkodliwiła jego załogę. Ze zdobytych później przez „Hardego” informacji wynikało, że tamtej nocy miechowski garnizon nie uwierzył w meldunek o zajęciu Wolbromia. Niemcy podejrzewali, że fałszywą wiadomością partyzanci zamierzali ich sprowokować do wymarszu na pomoc siłom w Wolbromiu, pozostawiając tym samym bez „opieki” Miechów. Dlatego dla ocenienia wiarygodności meldunku wysłali tylko jeden samochód.
Odskok
Około 2:30 wszystkie magazyny zostały opróżnione. Ponad dwadzieścia furmanek ze zdobycznym zaopatrzeniem (mleko, jaja, miód, cukier, obuwie, ubrania i inne materiały) wyjechało z miasta w kierunku leśnego obozu. Za kolumną furmanek odskok rozpoczęli partyzanci. Około 3:30 w okna niemieckiego posterunku w rynku ppor. „Mat” puszcza pożegnalne serie z broni maszynowej. Niedługo potem ostatnie ubezpieczenia zgłaszają się na punkcie zbornym – strat własnych brak. Według relacji miejscowej ludności Niemcy opuścili zabarykadowane kwatery dopiero rano, po nadejściu posiłków z Miechowa. Akcję podsumował ppłk „Zygmunt”: Szedłem obok kolumny. Przyglądałem się żołnierzom. Odbyli długi marsz, w nocy nie spali. Teraz maszerowali znowu. Lada chwila oczekiwaliśmy strzałów od strony straży tylnej. Twarze promieniały zadowoleniem, nie widać było zmęczenia. To był dobry żołnierz, który przeszedł dobrą szkołę w ustawicznych mniejszych czy większych akcjach. Można było na niego liczyć, można było liczyć na dowódców oddziału. Ppor. „Hardy” wykonał dobrą robotę, stworzył wartościowy oddział partyzancki. Tą oceną skwitowałem akcję na Wolbrom.

Konrad Kulig

Artykuł opublikowany we wrześniu 2017 r. w Kurierze Olkuskim.

Główny epizod powyżej opisanych wydarzeń został odtworzony na wolbromskim rynku 29 września o godz. 19:00 dzięki widowisku historycznemu „Akcja na Wolbrom 1944”. Projekt ten realizowany był w ramach Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich.



„Tylko ja jeszcze żyję” – ostatni żołnierz kpt. „Hardego”



94-letni Jan Jurczyk z Huciska Kwaśniowskiego to prawdopodobnie ostatni żyjący członek oddziału Gerarda Woźnicy „Hardego”. Partyzanci legendarnego „Hardego” stanowili największą zbrojną grupę podziemia niepodległościowego operującą na ziemi olkuskiej w czasie II wojny światowej. Po ponad 70 latach od tamtych wydarzeń pan Jan zdaje bezcenną relację z pierwszej ręki.
Autor i bohater artykułu, fot. Mateusz Radomski.


Jest czerwiec 1944 r. W obozie leśnym przy gajówce Psiarskie, nieopodal wsi Góry Bydlińskie, stacjonuje kilkudziesięciu żołnierzy AK. Dowodzony przez „Hardego” oddział ten przeprowadza szereg akcji przeciw okupantowi, konfidentom i pospolitym bandom rabunkowym, stanowiąc jednocześnie schronienie dla zdekonspirowanych członków podziemia. W ciągu kolejnych miesięcy napływają kolejni partyzanci, tworząc ostatecznie batalion o kryptonimie „Surowiec” - Oddział Rozpoznawczy 23. Śląskiej Dywizji Piechoty AK. Zapisana przez dowódcę ewidencja liczy 360 pseudonimów.
Wśród zaangażowanych w lokalną konspirację jest także kilkudziesięcioosobowa grupa mieszkańców okolic Klucz. Jej twórcy - Edward Nowak „Jodła” i Stanisław Szreniawa „Grom” 26 czerwca spotykają się w bydlińskim lesie z „Hardym”. Sfinalizowane zostają wtedy rozmowy dotyczące utworzenia z ludzi „Jodły” i „Groma” oddziału rezerwy, wchodzącego w skład grupy „Hardego”. Oddział rezerwy wkrótce rozrasta się z plutonu do kompanii. Jednym z ochotników jest dwudziestojednoletni Jan Jurczyk. Otrzymuje pseudonim „Klon”.


Edward Nowak ps. Jodła - dowódca kompanii rezerwy 







Stanisław Szreniawa ps. Grom - zastępca dowódcy kompanii rezerwy

Fragment mapy z Archiwum Map Wojskowego Instytutu Geograficznego 1919 - 1939, www.mapywig.org



„Przysięgę składaliśmy koło kapliczki”

 Wiosną 1944 r. pomyślałem, że teraz się trzeba zapisać - bo to może już być koniec wojny - do tych partyzantów. Wcześniej współpracowałem z nimi. W umówione miejsca miałem coś donieść, wywiad jakiś zrobić. Przysięgę składaliśmy koło kapliczki. Podnieśliśmy palce i składaliśmy: wiernie służyć ojczyźnie, do pokonania wroga, do śmierci.
Członkowie oddziału rezerwy prowadzą podwójne życie. Z jednej strony mieszkają w swoich domach i żyją starając się nie wzbudzać podejrzeń, że mają styczność z konspiracją. Oprócz tego jednak nieustannie prowadzą wywiad dla „Hardego” i biorą udział w szkoleniach.
Chodziliśmy na wykłady. Bo człowiek był „surowy”, nie widział karabinu, nie widział automatu…. Ćwiczenia były w lesie. Raz przed samym wieczorem, raz po obiedzie. Dwa razy w tygodniu, po dwie godziny. Broń, granaty, wszystko to trzeba było rozbierać, składać, ćwiczenia jak się kryć… Z Huciska nas należało siedmiu do partyzantki. To jeszcze ino ja żyję.
Na wypadek większych akcji zbrojnych żołnierze rezerwy są mobilizowani do wsparcia oddziału leśnego. Tak jest m. in. przy wypadzie na niemieckie koszary w Jaroszowcu w sierpniu 1944 r. Akcją tą dowodzi Piotr Przemyski „Ares”, uciekinier z Auschwitz, oficer w oddziale „Hardego”, zamordowany w 1945 r. przez UB.
W umówione miejsce się schodzili my –wspomina pan Jurczyk - w każdym tygodniu. Tam się dowiadywaliśmy wszystkiego. Poszliśmy do Jaroszowca, tam był posterunek. Poszliśmy, jako obstawa, koło jedenastu nas było, no i te „asiory” [żołnierze oddziału leśnego] z nami. Napadliśmy na posterunek, broń my zabrali…. Tak podeszliśmy, że nawet się nie spostrzegli Niemcy! Warta stała, rozbroili ich, ale ich nie zabili, bo za zabicie Niemca to była kara: za to ginęli ludzie. Dyscyplina u nas była. Moi rodzice się dowiedzieli, żem należał do partyzantki dopiero po wojnie. A mój kolega powiedział narzeczonej, że należy do partyzantki. To na zbiórkę potem przyszedł nasz dowódca „Kanarek” i pokazał rozkaz od „Hardego”: 30 razów na dupę, za długi język. No i każdy z nas sześciu musiał po pięć razy mu dać.

                                           Piotr Przemyski ps. Ares po akcji w Jaroszowcu 


W oczekiwaniu na zrzut

Oddział rezerwy miał również osłaniać odbiór zapowiedzianego zrzutu zaopatrzenia przez alianckie lotnictwo. Wydarzenie to wspominał uczestniczący w akcji komendant Okręgu Śląskiego AK Zygmunt Janke „Walter”: Teren był bezpieczny, drogi zamknięte przez wzmocnione plutony partyzanckie. „Uroczystość” na dużą skalę. (…) Był lipiec, ciepła, rozgwieżdżona noc. Siedzieliśmy na miedzy, na skraju łąki. Panowała cisza. W dali widniała ciemna plama – to był cmentarz legionistów poległych pod Krzywopłotami. Tam czekały wozy na zrzut.
Dalej relacjonuje „Klon”:
Obstawili my kawał, wkoło, krzywopłockie łąki, Lisią Górę, całe Krzywopłoty. Słuchamy, słuchamy… słychać samolot. Idzie samolot, snopki mieli na tych łąkach, zapalili snopki. Samolot przyszedł, w koło przeszedł, zabrał się i pojechał, ciach - wszystko zgasło. Rozczarowani byliśmy! Bo miał być zrzut. Miała być broń. W oddziale nie było broni, a jak była to amunicji do niej nie było. Nawet ci bandyci, co rabowali, a my ich tropili, to byli lepiej uzbrojeni jak my.


Na pomoc Warszawie


W sierpniu 1944 r., po wybuchu powstania w Warszawie, komendant okręgu płk „Walter” zarządza koncentrację podległych sobie oddziałów partyzanckich. Cel jest jeden - wymarsz na pomoc walczącej stolicy.
Przyszedł rozkaz, żeby się teraz szykować: wymarsz na Warszawę, na powstanie warszawskie. Trzeba było szykować przybory do golenia, igłę, nitkę, guziki, koc, każdy musiał się nauczyć na pamięć „Warszawiankę”. Jeszcze nam powiedzieli, że nie wszyscy będziemy mieć broń, będziemy broń zdobywać, jak pójdziemy. I jak już byliśmy umówieni - z Chechła, z Huciska, z Klucz, z Ryczówka - w środę na wieczór przychodzi rozkaz: wstrzymane, zostajemy. Byłem już przygotowany, człowiek młody to jest gotowy na wszystko. Ale chłopy żonate: to im się kwaśno widziało iść. Ale to był rozkaz.
Ostatecznie marsz na Warszawę zostaje odwołany z powodu niedostatków amunicji i zaopatrzenia. W październiku 1944 r. „Hardy” z większością ludzi odchodzi w stronę Podhala, gdzie oddział ma lepsze warunki na przezimowanie. W Olkuskiem zostają partyzanci starsi wiekiem, mający oparcie w rodzinach oraz kompania rezerwy. Od tej chwili aktywność ograniczona jest głównie do ochrony ludności przed bandytami i konfidentami. Wkroczenie Armii Czerwonej w styczniu 1945 r. pan Jan kwituje krótko:
Jak jeszcze chodziliśmy na te wykłady, to instruktor mówił: „chłopcy, bądźcie pewni, że Niemiec nie jest ojcem, a Rosja - nie matką”.


„Pamiętam aż za dobrze”


Pan Jan zapytany dlaczego zaangażował się w działalność w Armii Krajowej odpowiada jednoznacznie:
No bo nienawidziłem Niemców. Nienawidziłem! Ale miałem okropne szczęście za Niemców. A później przyszła „Polska”, to co dwa tygodnie mnie zamykali, dopókim nie uciekł na zachód. W Olkuszu, na UB siedziałem, dostałem po piętach tam jak skurczybyk. Każdy z moich kolegów był podejrzany! Nawet jak mieli dzieci i posyłali do szkoły, to okropne trudności były. No ale człowiek był młody, to miał odwagę taką… Czym człowiek starszy, to jest gorszym tchórzem, a młody to jest ryzykant okropny. Teraz wszystkiego nie pamiętam - to przeszło 70 lat. Jak na tyle lat, to aż za dobrze pamiętam.

Artykuł opublikowany w maju 2017 r. w Kurierze Olkuskim. 

Konrad Kulig




Zapraszamy na naszą nową stronę internetową!

Szanowni Czytelnicy! Uruchomiliśmy nową stronę internetową naszego Koła . Przenieśliśmy się na nią, do czego i Państwa zachęcamy. Oczywiście...